Strony

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Chapter Twelve

- Phoebe Benfield? -spytała.
- Tak. - powiedziała nie wiedząc o co chodzi.
- Jest Pani zatrzymana za zamordowanie Lindsey Ramsey.
 Jeszcze przez dobrą chwilę myślałam wszystkim co wydarzyło się w przeciągu dzisiejszego dnia i z każdą chwilą stawałam się coraz bardziej przerażona całą sytuacją.
Przecież te wszystkie rzeczy, które się wydarzyły nie mogły być przypadkiem, zwłaszcza, że ta osoba w krzakach nie wyglądała zbytnio przyjaźnie.
Jednak starałam się nie popadać w skrajność.
A może wszystko sobie ubzdurałam, żeby mieć wytłumaczenie tych wszystkich złych rzeczy, które dzieją się koło mnie?
Gdy stwierdziłam, że nie mam ochoty dłużej siedzieć i zastanawiać się nad moim nędznym losem, podniosłam się z kanapy i udałam się do lodówki.
Elisabeth, błagam. Kto miałby ochotę śledzić twoje nudne życie i na dodatek wszystko w nim psuć?
Wyciągnęłam z niej jakiś jogurt, wygrzebałam łyżeczkę z szuflady i rozpoczęłam spożycie. Zamyśliłam się po raz kolejny i nawet nie zauważyłam jak wielka porcja mlecznego produktu wylała się na mój nowy sweter.
Cholera.
Pobiegłam po chusteczkę i zaczęłam ścierać ubrudzony stół. Podniosłam głowę, aby wyrzucić i wyjrzałam przez okno.
Koło mojego domu stał mój brat chodząc w kółko. Otworzyłam drzwi i spojrzałam na niego zdziwiona.
- Dlaczego nie wchodzisz? - spytałam zdziwiona.
Spojrzał na mnie ze zdziwieniem, które przerodziło się we wdzięczność.
- Nareszcie! - westchnął. - Dzwoniłem chyba dziesięć razy do tych cholernych drzwi!
Zaśmiałam się pod nosem i powróciłam do poprzedniej czynności.
Nawet nie wiedziałam kiedy, ale zamyśliłam się po raz kolejny dzisiaj.
Co jeśli grozi mi niebezpieczeństwo? I mogę umrzeć? Jak Amanda, Lindsey i może inni...
Nigdy tak na to nie patrzyłam ale zdemolowanie sali dało mi trochę do myślenia.
No bo może ktoś bardzo mnie nie lubi ale, żeby nienawiść do mnie wywierać na szkole i innych? To już lekka przesada.
- Elisabeth! Ubrudziłaś się jogurtem! - wrzasnął mój brat, na co ja spojrzałam na swoją bluzkę wzdychając, że chyba pójdzie do śmietnika przez to ciągłe zamyślenia.
Zaśmiał się, jednak mi wcale nie było do śmiechu, z racji tego, że po pierwsze bardzo podobała mi się ta bluzka, a po drugie, była zupełnie nowa.
Życie.
- Co ty, zakochałaś się czy co, że tak co chwilę się zamyślasz? - spytał Jake, co sprawiło, że pozostałam na dole.
- Poprostu myślę. Dlaczego przydarza mi się tyle złych rzeczy. Wszystko się wali, mam wrażenie, że ktoś kto to wszystko wymyślił chcę zrujnować moje życie na dobre. Tylko co ja im zrobiłam?
Spojrzałam na niego, a on przyglądał mi się z wyrazem opiekuńczości na twarzy ale jednocześnie śmiechem z powodu tego co przed chwilą powiedziałam.
- Myślisz, że ktoś miałby czas niszczyć wszystko co jest wokół Ciebie? Spójrzmy na to obiektywnie, El. To niemożliwe.
Spojrzałam na niego i podniosłam brew.
Ha, jednak to umiem!
- Zawsze mówiłeś "ale w najgorszym wypadku..." - próbowałam przedrzeźniać głos Jake'a, a jego kąciki ust powędrowały w górę.
- I tym razem tak będzie. W najgorszym wypadku oszalejesz ale nadal będziesz moją jedyną i najlepszą siostrą. - powiedział przytulając mnie, a ja odwzajemniłam uścisk.
- Mam dużą konkurencję. - powiedziałam sarkastycznie.
- Mówiłem o siostrach z całego świata, nie z tej rodziny.
Zrobiło mi się cieplej na sercu, fakt, że Jake był po mojej stronie bardzo mi pomógł.
- Wiesz... - zaczęłam wyrywając się z jego objęć. - chyba pójdę zmienić tą bluzkę.
Uśmiechnął się i odwrócił się w stronę okna.
Wdrapałam się do góry i popchnęłam uchylone drzwi.
Ściągnęłam ubrudzoną jogurtem bluzkę modląc się, aby nie ubrudzić tej, którą właśnie założę.
Puk, puk, puk.
Wyjrzałam przez okno i przeżyłam zawał. Po drugiej stronie okna stał Justin, patrząc na mnie ze zdziwniem ale jednocześnie uśmiechem, którego nie znosiłam.
- Mógłbyś wybierać lepsze momenty? A nie jak jestem w samym staniku?
- Specjalnie wybieram takie momenty. - szepnął.
Przeszedł mnie dreszcz.
Czy on mnie obserwuje? Śledzi? Obserwuje mój każdy ruch?
- O co chodzi?- dokończyłam ubieranie. - W końcu po coś tu przyszedłeś.
Wyglądał jakby coć go olśniło, a potem wyciągnął coś ze swojej tylnej kieszeni w spodniach.
- Proszę. - powiedział wręczając mi fragment gazety.
- Co do cholery? - spytałam patrząc na nagłówek.
- Od Belli. Mówiła, żebyś potraktowała to poważnie. - powiedział i przecisnął się przez szparę między oknem.
Spojrzałam ponownie na nagłówek "Dom obrzucony jajkami przez sąsiadów!"
Podniosłam brew.
Po co Bella chciała, żebym to czytała?
Wczoraj można było zobaczyć cały dom pani Marthy Johnson obrzucany jajkami
Czym pani Martha zasłużyła sobie na taką niespodziankę?
"Jest muzułmanką." - tłumaczy nasz donosiciel. - "Ludzie zamieszkujący te tereny znani są z braku tolerancji do innych."
Na osiedlu krążą plotki o tym, że kobieta była nękana już od kilku lat, jednak dopiero wczoraj sąsiedzi postanowili przeprowadzić tak drastyczny i niespodziewany atak
"To absurd!" - krzyczała matka poszkodowanej. - Moja córka zawsze mówiła, że ludzie tu są okropni ale nie spodziewała się czegoś takiego!"
Kobieta dziś rano popełniła samobójstwo prawdopodobnie spowodowane nienawiścią do jej osoby
"Najbardziej szkoda mi jej córki, Veronici. Podczas pobytu na placu zabaw zawsze otrzymywała jakiś niemiły komentarz odnośnie wyznania matki. Teraz została sama" - tłumaczy kobieta z osiedla zmarłej, która nie brała udziału w zamachu.
Osiedle zostało dokładnie obejrzane przez policję oraz wszyscy nietolerancyjni mieszkańcy zostali zatrzymani przez policjantów.
Skończyłam czytać, następnie przeczytałam tekst ponownie i nadal nie wiedziałam co Bella ma na myśli dając mi fragment tego artykułu.
Spojrzałam na zegarek.
20:08
Boże, jak czas szybko leci!
Ściągnęłam dzisiejsze ubranie, położyłam je na krześle i wyciągnęłam z pod poduszki piżamę i udałam się do łazienki.
Po wymyciu zębów i twarzy zdedowałam się na sen.
                                                                             ~*~
Obudził mnie budzik mamy stojący przy moim łóżku. Niechętnie podniosłam się z łóżka i spojrzałam na karteczkę, która leżała przy denerwującym urządzeniu.

Elisabeth,
Razem z Jake'iem i tatą jedziemy do sklepu z meblami, kupić lampę na urodziny cioci. Możesz mówić co chcesz na ten temat jednak ja wiem lepiej co dobre dla mojej siostry!
Wiem, że jak wstaniesz będzie pewnie dwunasta jednak nie jestem w stanie określić czasu, który spędzimy w sklepie.
Zjedz śniadanie!
Całusy
                                                                                                                                                  Mama.
Po przeczytaniu kartki odstawiłam ją za budzik i ponownie położyłam się na poduszce. Spojrzałam na zegarek.
10:12
Uśmiechnęłam się zwycięsko.
Trochę źle oszacowałaś, mamo.
Podniosłam się z wygodnego posłania i zaczęłam na ślepo poszukiwać telefonu. Kiedy wreszcie wygrzebałam go z pod poduszki wybrałam numer Belli.
- Halo? - usłyszałam słodki głosik przyjaciółki.
- Bella! Hej! Słuchaj, mogłabyś do mnie przyjść? Chciałam pogadać na temat gazety...
W słuchawce można było usłyszeć okrzyki ojca Belli i głos trybunów z jakiegoś meczu.
- Jasne, będę za moment. - oznajmiła, następnie usłyszałan piknięcie oznaczające zakończenie rozmowy.
Podeszłam powolnie do szafy i wygrzebałam jakieś ubrania. Następnie powędrowałam do łazienki, aby się "ogarnąć".
Ubrałam się, następnie uczesałam i zrobiłam niewielki makijaż.
Nigdy nie lubiłam mieć tony tapety na twarzy. Wystarczył mi tylko tusz, korektor i coś do poprawienia brwi. Ale nigdy nie miałam też problemu z wychodzeniem z domu bez makijażu.
Usłyszałam dzwonek do drzwi na co pobiegłam i otworzyłam przyjaciółce. Przytuliłam ją na przywitanie i zaprosiłam do środka.
Była ubrana w biały crop top i błękitne rurki. Jej włosy jak zwykle były w artystycznym nieładzie (czyt. nie uczesane) ale nałożyła na nie błękitną opaskę.
- I co? - zaczęła Bella. - Co o tym myślisz?
- To straszne. - odparłam natychmiast.
Kiwnęła głową.
- Jak chcesz to zmienić?
Podniosłam brew.
- Nie chcę się w to mieszać. - odparłam po chwili zastanawiając się jak odpowiedzieć.
Zaśmiała się.
- Chyba trochę za późno. - zauważyłam.
Miałam wrażenie jakbyśmy mówiły o zupełnie innych rzeczach.
- Nie jest za późno jeśli będziesz uważała! - krzyknęła Bella.
- Do jasnej cholery, Bella o czym ty gadasz?!
Jej wyraz twarzy diametralnie się zmienił.
- A ty?
- Co mam wspólnego z tą kobietą od jajek?
Zdziwiona spojrzała na mnie, następnie usiadła na krześle i schowała twarz w dłoniach.
- Jak bardzo ten idiota zamącił Ci w głowie, że czytasz nie to co powinnaś?
- Co? - odparłam zdziwiona.
Bella wstała, podała mi gazetę na odwrotnej stronie.
- Bo ja mówię o tym. - trzymała ramiona na klatce piersiowej.
Zdziwiona chwyciłam fragment papieru i zaczęłam czytać.
WIELKA PROMOCJA! TERAZ KUPISZ WYMARZONE UBRANIA 30% TANIEJ!
Podniosłam brew.
Bella westchnęła i pokazała mi napis na marginesie.
Justin, twoja kolej, my zrobiliśmy swoje. 
Spojrzałam z przerażeniem na przyjaciółkę.
- To nie wszystko. - odparła i pokazała mi plamę krwi wsiąkniętej w papier obok "listu".
Nie wierzę.
To on.

Notka:
Jak długaaaaśny <3 *O*
Mam nadzieję, że jest okeyy.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ:)
+ spoiler
Zacznie pojawiać się więcej romantycznych wątków. <3 :)
Mam nadzieję, że się cieszycie. <3
Enjoy! <3

     
     

piątek, 17 kwietnia 2015

Chapter Eleven

- Hej. - wcisnęłam zielony przycisk i rozpoczęłam rozmowę.
- Hej. - odpowiedziała mama przez telefon. - Jak tam? Dajesz radę?
Wyjrzałam przez okno zerkając na szkolne boisko, jednak cały krajobraz zasłaniał mi wielki dąb stojący centralnie pod oknem. Może nie przemyśleli, że w toalecie ktoś będzie chciał patrzeć na to ohydne boisko.
- Powiedzmy. - powiedziałam odwracając wzrok od okna i zwracając większą uwagę na swoje odbicie w lustrze. - Genialne osoby mi tu towarzyszą.
- Mianowicie?
- Miranda. Między innymi ona. - odparłam poprawiają przedziałek.
- Daj spokój. - zaśmiała się. - Nie możesz wieczność przed nią uciekać. Spróbujcie jakoś się dogadać i nie róbcie problemu tam gdzie go nie ma.
Uśmiechnęłam się do siebie, następnie pożegnałam z rodzicielką i zakończyłam rozmowę.
Usiadłam na parapecie w łazience mimo, że był trochę wysoko.
Może to prawda, że z Mirandą powinnyśmy się pogodzić? Może w końcu ulegnę, jednak wiem jedno: NAPEWNO nie będziemy w dawnych relacjach.
- Elisabeth? - do pomieszczenia weszła pani Honeycutt. - Wszystko w porządku?
Kiwnęłam głową z lekkim uśmiechem i wyszłam z toalety.
Pokierowałam się do sali, w której miałam następną lekcję czyli geografię. Doczłapałam się do klasy i otworzyłam drzwi klasy i w jednym momencie moje usta zmieniły się w literę 'o'.
- Matko, co tu się stało? - spytałam oszołomiona stanem sali.
- Ktoś się włamał i zdemolował całą salę, dobry Boże! - nauczycielka prawieże łkała nad złamanym globusem.
- A gdzie są wszyscy? - spytałam podnosząc fragment Afryki.
- Poszli do domu. - wzięła szufelkę i zaczęła zamiatać fragmenty map. - Tobie też to radzę.
Po tych słowach opuściła pomieszczenie, na co ja zrobiłam to samo, jednak spojrzałam na klasę. Nigdy nie rozumiałam jak można cokolwiek niszczyć. To daje jakąś satysfakcję czy co?
Nie było mi szkoda sali od geografii, tylko raczej smutku pani, która napewno cierpiała z powodu wydania dość sporej sumy na remont.
Tylko dlatego, że ktoś postanowił ją zniszczyć...
Kto demolowałby salę od geografii?
To ten sam człowiek, który zabił Amandę i Lindsey, podpalił mi ogródek i wiele innych rzeczy..
Swoją drogą naprawdę? Sala od geografii? To żart?
- Hej! Elisabeth! - usłyszałam krzyk osoby, którek naprawdę nie chciałam widzieć.
- Odwal się, Justin! Naprawdę nie mam ochoty na użeranie się z Tobą!
Usłyszałam kroki, na co zaczęłam biec coraz szybciej.
- Słuchaj. - odwróciłam się. - Nie mam ochoty na rozmowę z Tobą, nawet Cię nie znam, a przyczepiłeś się do mnie jak smród do dupy. - zaśmiałam się, uwielbiałam kozackie porównania.
Jednak dopiero wtedy zobaczyłam, że jednak jego nie było.
- Justin?! - zawołałam.
Usłyszałam tylko szelest w krzakach. Zignorowałam to.
- Justin! - krzyknęłam.
Odgłos stawał się coraz głośniejszy i donośniejszy.
Nawet nie zarejestrowałam kiedy zaczęłam uciekać co sił w nogach.
Gdy dotarłam do domu odsapnęłam i położyłam się na kanapie reasumując wszystkie wydarzenia z dzisiejszego dnia.
W głowie miałam niesamowity mętlik.
Kto dba o moje nieszczęście?
Notka:
I jak? ❤
Powoli zaczynam wprowadzać postać tego kogoś kto podpalił ogródek i zrobił te wszystkie złe rzeczy, więc mam nadzieję, że będzie coraz ciekawiej. ❤
+ pobrałam sobie aplikację bloggera, więc nie widzę czy rozdział z waszej perpektywy jest długi czy krótki, więc prosiłabym o tą opinię. 👌
Enjoy! ❤