piątek, 17 kwietnia 2015

Chapter Eleven

- Hej. - wcisnęłam zielony przycisk i rozpoczęłam rozmowę.
- Hej. - odpowiedziała mama przez telefon. - Jak tam? Dajesz radę?
Wyjrzałam przez okno zerkając na szkolne boisko, jednak cały krajobraz zasłaniał mi wielki dąb stojący centralnie pod oknem. Może nie przemyśleli, że w toalecie ktoś będzie chciał patrzeć na to ohydne boisko.
- Powiedzmy. - powiedziałam odwracając wzrok od okna i zwracając większą uwagę na swoje odbicie w lustrze. - Genialne osoby mi tu towarzyszą.
- Mianowicie?
- Miranda. Między innymi ona. - odparłam poprawiają przedziałek.
- Daj spokój. - zaśmiała się. - Nie możesz wieczność przed nią uciekać. Spróbujcie jakoś się dogadać i nie róbcie problemu tam gdzie go nie ma.
Uśmiechnęłam się do siebie, następnie pożegnałam z rodzicielką i zakończyłam rozmowę.
Usiadłam na parapecie w łazience mimo, że był trochę wysoko.
Może to prawda, że z Mirandą powinnyśmy się pogodzić? Może w końcu ulegnę, jednak wiem jedno: NAPEWNO nie będziemy w dawnych relacjach.
- Elisabeth? - do pomieszczenia weszła pani Honeycutt. - Wszystko w porządku?
Kiwnęłam głową z lekkim uśmiechem i wyszłam z toalety.
Pokierowałam się do sali, w której miałam następną lekcję czyli geografię. Doczłapałam się do klasy i otworzyłam drzwi klasy i w jednym momencie moje usta zmieniły się w literę 'o'.
- Matko, co tu się stało? - spytałam oszołomiona stanem sali.
- Ktoś się włamał i zdemolował całą salę, dobry Boże! - nauczycielka prawieże łkała nad złamanym globusem.
- A gdzie są wszyscy? - spytałam podnosząc fragment Afryki.
- Poszli do domu. - wzięła szufelkę i zaczęła zamiatać fragmenty map. - Tobie też to radzę.
Po tych słowach opuściła pomieszczenie, na co ja zrobiłam to samo, jednak spojrzałam na klasę. Nigdy nie rozumiałam jak można cokolwiek niszczyć. To daje jakąś satysfakcję czy co?
Nie było mi szkoda sali od geografii, tylko raczej smutku pani, która napewno cierpiała z powodu wydania dość sporej sumy na remont.
Tylko dlatego, że ktoś postanowił ją zniszczyć...
Kto demolowałby salę od geografii?
To ten sam człowiek, który zabił Amandę i Lindsey, podpalił mi ogródek i wiele innych rzeczy..
Swoją drogą naprawdę? Sala od geografii? To żart?
- Hej! Elisabeth! - usłyszałam krzyk osoby, którek naprawdę nie chciałam widzieć.
- Odwal się, Justin! Naprawdę nie mam ochoty na użeranie się z Tobą!
Usłyszałam kroki, na co zaczęłam biec coraz szybciej.
- Słuchaj. - odwróciłam się. - Nie mam ochoty na rozmowę z Tobą, nawet Cię nie znam, a przyczepiłeś się do mnie jak smród do dupy. - zaśmiałam się, uwielbiałam kozackie porównania.
Jednak dopiero wtedy zobaczyłam, że jednak jego nie było.
- Justin?! - zawołałam.
Usłyszałam tylko szelest w krzakach. Zignorowałam to.
- Justin! - krzyknęłam.
Odgłos stawał się coraz głośniejszy i donośniejszy.
Nawet nie zarejestrowałam kiedy zaczęłam uciekać co sił w nogach.
Gdy dotarłam do domu odsapnęłam i położyłam się na kanapie reasumując wszystkie wydarzenia z dzisiejszego dnia.
W głowie miałam niesamowity mętlik.
Kto dba o moje nieszczęście?
Notka:
I jak? ❤
Powoli zaczynam wprowadzać postać tego kogoś kto podpalił ogródek i zrobił te wszystkie złe rzeczy, więc mam nadzieję, że będzie coraz ciekawiej. ❤
+ pobrałam sobie aplikację bloggera, więc nie widzę czy rozdział z waszej perpektywy jest długi czy krótki, więc prosiłabym o tą opinię. 👌
Enjoy! ❤

2 komentarze:

  1. A to nasz moderco-podpalaczo-demolowacz w krzakach sie kryje?
    Jezus jak to na górze brzmi xDD
    No co ja ci tu mam dużo pisać? Przecież bardzo dobrze wiesz, że jest wspaniale!

    OdpowiedzUsuń