piątek, 16 stycznia 2015

Chapter One

Pip, pip, pip, piiiiiip!
Otworzyłam zaspane oko, aby kątem oka zobaczyć godzinę na buciku koło mojego łożka.
7:46
Odwróciłam się na drugi bok, następnie zamknęłam oczy, aby zasnąć ponownie, jednak dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego co się dzieje.
Cholera. 
Wstałam i zaczęłam szybko się ubierać mimo, że wiedziałam, że niestety nie zdąże na matematykę.
Jaka szkoda.
- Elisabeth? - spytała mama zaspanym głosem. - Jesteś tu?
Szukałam po pokoju mebla, w którym można by było się bezgłośnie schować. Jedynym branym pod uwagę miejscem była szafa, a gdy usłyszałam kroki zbliżające się do mojego pokoju, otworzyłam jej drzwiczki i wskoczyłam do małego pomieszczenia, a potem zakryłam sobie usta dłońmi, aby nic nie powiedzieć.
Nagle poczułam straszny ból w kostce. Złapałam się za nią i usłyszałam fragment piosenki Stary Donald Farmę Miał grający z zabawki mojego młodszego brata.
Zamknęłam oczy, żeby nie widzieć zaskoczenia mamy gdy zobaczy mnie w legginsach i topie w szafie.
- Dlaczego nie jesteś jeszcze w szkole? - spytała zdziwiona.
Westchnęłam i wygramoliłam się z ciasego pomieszczenia i kontynuowałam poprzednią czynność.
- Zaspałam, okey?
- Może grzeczniej? Rozumiem, że masz dość tej sprawy z Amandą, ale milsza możesz być. - odparła. - A teraz szykuj się do szkoły.
Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam się pakować.
Nie znosiłam gdy ktoś przypominał mi o Amandzie. To tak jakbym nie wiedziała, że zabili ją na moich oczach.
Gdy wreszcie ubrana opuściłam swój pokój, spojrzałam na zegarek w kuchni.
8:12.
Nie tak źle.
Zawsze mogło być gorzej.
Po wzięciu drugiego śniadania (w postaci jakieś bułki z jakimś masłem i nieznanym dla mnie serem) ubrałam na siebie szary płaszcz i czerwony szal.
Po wyjściu z domu przygotowywałam się na najgorsze.
Dziennikarze przed domem.
Tak, zdecydowanie tego potrzebowałam przed szkołą i opuszczoną (jak narazie) jedną lekcją.
Pod moim domem dziennikarzy nie było prawie wcale, ale jeśli mówimy o szkole to było ich tam jak mrówek po zburzeniu mrowiska.
- Jak czuje się Pani po śmierci przyjaciółki? - spytał pierwszy.
- Jak czuje się Pani z tym, że pani przyjaciółka jest znana na całym świecie - i co za tym idzie - pani też. - spytał kolejny.
Szykowalam w głowie jakąś niemiłą wypowiedź, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
- Czuję się z tym niesamowicie. Nigdy nie czułam się lepiej. Sława z takiego powodu to zaszczyt. - kazde moje słowo ociekało sarkazmem. - Błagam, użyjcie trochę mózgu gdy wymyślacie pytania, bo połowa z nich jest bardziej, niż oczywista. - warknęłam, następnie podbiegłam do drzwi szkolnych.
Przysięgam - jeszcze nigdy tak się nie cieszyłam, że wylądowałam w szkole.
Spojrzałam na zegarek w szkole.
8:37
Za niedługo dzwonek.
Wyciągnęłam ze swojego płaszcza telefon i weszłam na jakieś głupie fora internetowe, gdzie ludzie wyrażali swoje zdanie w komentarzach, myśląc, że są bohaterami internetu.
Żałosne.
Kiedy znalazłam artykuł o sobie i o Amandzie, pierwsze co chciałam zrobić to przeczytać komentarze, ale byłam też ciekawa co ludzie piszą na mój temat w gazetach i ile tam jest prawdy.
STRACIŁA PRZYJACIÓŁKĘ Z OCZU!
Jak wszystkich wiadomo pewna dziewczyna o nazwisku Amanda Kennedy (+17l.) została zabita, nastepnie poćwiartowana przez dawno poszukiwanego John'a Fultz'a ( 45l.), na oczach o rok młodszej od niej przyjaciółki Elisabeth Whitaker ( 16l.). Jednak Elisabeth wyraźnie nie jest szkoda przyjaciółki.
Co.
Do.
Cholery.
Przestałam czytać. Jak to nie jest mi jej szkoda? Czyli ryczenie co noc, chodzenie na cmentarz i pamięć oznacza, że nie jest mi jej szkoda?
Nie mogłam dłużej czytać tych bzdur, więc zajrzałam do komentarzy.
- "Ja przepraszam za przyjaciółkę, która rozpowiada w wywiadach, że czuje się niesamowicie po jej śmierci. Co się dzieje z tą młodzieżą?"
- "Rozpieszczona gówniara, która nie szanuje zmarłych. Do piekła z takimi"
Szybko zobaczyłam filmik dołączony do artykułu, czyli moją wypowiedź przed szkołą.
No tak.
Nie dołączyli fragmentu, w którym krytykowałam te pytania, a ludzie nie wyczuli sarkazmu. Teraz jestem gwiazdą internetu znaną z "gardzenia zmarłymi".
Ekstra.
Zablokowałam telefon. Cały czas gdy widziałam wszytkie artykuły związane ze mną i z Amandą, przywoływały mi sie wspomnienia, kiedy ją zabijał, kiedy ćwiartował zwłoki i kiedy policja przyjechała ale było już za późno.
Dryyyyyyyyyń!
Niechętnie ruszyłam się z ławki, zmierzając w kierunku sali od biologii.
Kiedy po nieustannie ciągnącej sie przerwie zadzwonił dzwonek, weszliśmy do klasy. Usiadłam w ławce z Phil'em, tak jak zawsze na tym przedmiocie i zaczęłam notować temat lekcji.
Całą lekcję zastanawiałam się dlaczego niektóre osoby są tak głupie, że nie wyczuły sarkazmu.
Nagle poczułam jak coś uderza we mnie. Podniosłam kulkę papieru z podłogi i przeczytałam napis na niej napisany.

Jak ja umrę też się tak o mnie wypowiesz?

Spojrzałam w stronę Alex i wywinęłam oczami.
Kolejna kartka była od Sue.

Miło wiedzieć ile znaczą dla Ciebie koleżanki. 

I wtedy zdałam sobie sprawę, że karteczki z nieprzyjemnymi wiadomościami na lekcji biologii to dopiero początek koszmaru.








3 komentarze:

  1. Uuuu! No to się podziało ^^ Lubię takie opowiadani! <3 Groza i wgl :D
    Czekam na nexta! :)
    PS.Chciałabym zobaczyć jak wyglądają bohaterowie ;) Może skusiłabyś się na taką zakładkę? :*
    Juls xx

    OdpowiedzUsuń
  2. zarąbiście naprawdę :) super ci wychodzą rozdziały i trzymaj tak dalej naprawdę zarąbiście piszesz i powinnaś to dalej robić i nie przestawać powinnaś sie rozwijać w tej dziedzinie naprawdę super piszesz <3 :*****

    OdpowiedzUsuń